niedziela, 18 listopada 2012

ZEBRAło mi się na płacz... czyli dzisiejsza porażka kulinarna

...no, może nie aż na płacz, ale na złość na pewno. Bardzo się starałam, po długim i aktywnym dniu specjalnie wybrałam się na zakupy by wieczorem zjeść pyszne ciasto, tak pyszne, jak zawsze robi Basia - Zebrę:)
Do tego w pracy bardzo pilnie i z zaangażowaniem oraz wyjątkowo zgodnie pomagały mi małe rączki. I co - i na nic to się nie zadało?? Niestety wysiłek nie został nagrodzony. Ale po kolei...

A miało być tak pięknie:


Jeszcze zaraz po włożeniu do piekarnika wszystko wyglądało całkiem obiecująco... Martwiłam się troszkę, że może tego ciasta mało, że będzie niskie... 


Jednak nie minęło 30 minut, a moje obawy zupełnie zniknęły. Przynajmniej te obawy, bo w ich miejsce pojawiły się inne: CO SIĘ DZIEJE?? Ciasto zaczęło się unosić do niepokojących rozmiarów, coraz wyżej i wyżej... Tak, wtedy już wiedziałam, że ta Wieża Babel upadnie... Z tego nie mogło wyniknąć nic dobrego  to byłoby zbyt piękne...


A oto ukrojony kawałek gotowego - nazwijmy to oględnie - ciasta. Uwaga - osobom o słabszych nerwach odradzam powiększanie zdjęcia i przyglądanie się jego miąższości i konsystencji. To nie tak miało być:(


Na pocieszenie mam za to świadomość, że przy produkcji tego ciasta dwie osoby bardzo miło spędziły razem czas a te zapachy podczas pieczenia, te nadzieje... tego wszystkiego nawet najobrzydliwszy, niejadalny zakalec nam nie odbierze:) Kto zna dobry przepis na Zebrę? A kto wie, co mogło pójść nie tak???

Wprawdzie ciastem się nie najedliśmy, ale niech chociaż robot wyszukiwawczy Googla sobie podje: wieczór panieński w Krakowie na pierwsze danie, a na deser przewodnicy po Krakowie

pozdrawiam:)

1 komentarz: