To, co podoba mi się w tym rozświetlaczu, to satynowa tafla, która tworzy na wybranych partiach twarzy, nie jest to feeria drobinek dobra dla klauna albo innego przebierańca. Połysk jest delikatny i szlachetny. jedyny mankament (który oczywiście dla kogoś z Was może być zaletą) to dosyć ciepłe zabarwienie, nie wiem jak się sprawdzi przy mojej wybitnie chłodnej karnacji, ale pożyjemy, zobaczymy (przede wszystkim w rożnych światłach zobaczymy). Puderek wygląda tak:
Użyłam go w dzisiejszym makijażu. Na powiekach dominowały za to jesienna szarość i fiolet. O fiolecie Inglota już pisałam w jednym z poprzednim postów, dzisiaj przedstawię Wam jeszcze szarość o numerze 387 Matte. Bardzo lubię ten cień. jest fantastycznie napigmentowany i ma bardzo ładny, chłodny odcień szarości z niebieskawymi tonami. Dla mnie ot szarość idealna. Nie przepadam za srebrem w makijażu, ale taka matowa szarość jest bardzo elegancka. Coś, co może niektórym przeszkadza, to nieco kredowa konsystencja tego cienia, sprawiająca, że dość mocno się pyli i kruszy. Ja mu to wybaczam, zwłaszcza, że zawsze aplikuję cienie na bazę i wówczas przyczepność jest baz zarzutu:)
Tak wygląda:
I moja gęba z zastosowaniem wszystkich powyższych polepszaczy;)
Pozdrawiam Was serdecznie i czekam na komentarze: macie te cienie? Lubicie takie kolory? A ulubione rozświetlacze?
No i jeszcze tradycyjnie zapraszam na gry miejskie do Krakowa oraz na wieczory panieńskie w Krakowie;) mam nadzieję, że strony troszkę się wywindują przy okazji;)
pozdrawiam
Marta
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz