piątek, 28 grudnia 2012

Zaczarowane puzdro

Znalazłam je pod choinką i nie ukrywam, że okazało się genialne, zarówno pod względem wizualnym jak i praktycznym. Jestem zdecydowanie z tych kocich, więc kocięcy wzór na pudełku po prostu mnie urzekł, a zwłaszcza - te myszki w zapatrzonych w nie kocich oczach;) Zresztą zobaczcie:






Do tej pory moje kosmetyki kolorowe (poza dużą i solidną inglotową paletą - 20-tką) poniewierały sie bez ładu i składu w łazienkowym pojemniku z Ikei, co miało dwie zasadnicze wady - po pierwsze nigdy nie mogłam niczego znaleźć, po drugie kosmetyki niemiłosiernie się niszczyły, zwłaszcza opakowania, takie sponowierane;) Własciwie była jeszcze jedna wada, brak pokrywki i nieestetyczny wygląd tego całego majdanu. Ale przyszedł czas na zmiany - piękne puzdro z separatorami wybawiło mnie z kłopotu.

Jest idealnych rozmiarów, pomiesciłam w nim dokladnie wszystko co chciałam, czyli całą "drobną" kolorówkę używaną na codzień + dwie niewielkie paletki i lusterko oraz kilka najpotrzebniejszych rzeczy z pielęgnacji (przede wszystkim - z Biochemii Urody). Jest bardzo ładnie i solidnie wykonane, pachnie drewnem:) No i ma 9 pakownych i poręcznych przegródek, w których zwłaszcza szminki i błyszczyki rozgosciły się z błogością i wdzięcznością;)





 Jeśli ktoś jest ciekawy, to puzdro zostało zakupione na Kiermaszu Bożonarodzeniowym w Krakowie, kiedyś spacerowaliśmy tam razem z Aniołkiem i zauważył, że mi się podoba;)

I tak oto w prosty i przyjemny sposób bałagan i chaos przemienił się w ład i porządek. Tak bardzo polubiłam puzdro, że często wącham je i przeglądam dla przyjemnosci... Podoba Wam się?

Tymczasem, zanim się pożegnam, zapraszam na zwiedzanie Krakowa meleksem oraz na nowe pomysły na wieczór panieński w Krakowie.

pozdrawiam
Marta

czwartek, 27 grudnia 2012

Kilka poświątecznych myśli

Naród kroczący w ciemnościach ujrzał światłość wielką;
nad mieszkańcami kraju mroków światło zabłysło.
 (Iz 9, 1) 


Wiecie co? Święta Bożego Narodzenia byłyby idealne, gdyby całe świętowanie trwało o jeden dzień krócej. No bo apogeum świąteczne przypada w Wigilię, ale potem jeszcze przez dwa dni są Święta;) Co pod koniec jest już nieco męczące, nieprawdaż? Ja wolę akcję bardziej skondensowane, krótkie a intensywne, może dlatego, że jestem osobą z natury dynamiczną i pod koniec drugiego dnia Świąt ciąży mi już nieco stan zawieszenia;) Ale to chyba wiąże się z faktem, że nie chodzę do szkoły;) ani nie pracuję na etacie...



Tak czy inaczej jeśli kiedyś przyszłoby mi stanąć po którejś stronie barykady w dyskursie o wyższości Świąt Wielkiej Nocy nad świętami Bożego Narodzenia lub odwrotnie, broniłabym chyba jednak Wielkiej Nocy.
Przede wszystkim za duchowy wymiar, którego skomercalizowanemu i zapchanemu świeckimi atrakcjami Bożemu Narodzeniu brakuje. I przyznam, że też mam problemy z jego wydobyciem. W kulturze masowej Boże Narodzenie to bezdyskusyjnie celebracja rodzinności i pozytywnych emocji i relacji międzyludzkich, co stwarza ogromną presję i niejako z definicji wyzwala konflikty nawet w najlepszych rodzinach;) Chyba każdy, kto kiedykolwiek potraktował Boże Narodzenie jako sprawdzian dla swojej rodziny pomyślał też, że nie jesteśmy dość "świąteczni", dość zgodni, dość czuli, dość romantyczni, dość zachwyceni sobą nawzajem;) I nie mamy na chałupie tylu światełek, co na amerykańskich filmach!

Przyznam, uwielbiam prezenty - zarówno dawanie jak i przyjmowanie. Uwielbiam moment niespodzianki, uwielbiam nawet ten problem: co kupić? I to poczucie satysfakcji: znalazłam, to jest to! I rzeczywiście uważam, że podarunki dawane z serca i z radością to celebracja relacji międzyludzkich, to język miłości, jakkolwiek patetycznie to nie brzmi. Jestem zdanie, że ci, co się migają od prezentów, zasłaniając się uwzniośleniem Świąt na przykład, po prostu idą na łatwiznę - przecież prezenty można zorganizować dużo wcześniej... Dlatego ja z prezentów nie rezygnuję i chciałabym ten zwyczaj kultywować do grobowej deski;P

 Jednak muszę się zgodzić, że prezenty, choinką, multum potraw wigilijnych - to wszystko stwarza dla Świąt całkiem świecką otoczkę. Miłą, sympatyczną i zjadliwą dla każdego, niezależnie o światopoglądu. Tworzy się takie humanistyczne, zimowe święto rodziny. Z pewnością lepiej, ze występuje w takiej formie, niż gdyby nie było go wcale. Jednak bardzo łatwo w tym wszystkim zagubić to, co najważniejsze - istotę Świąt. Czym przy niej są prezenty, piękna choinka, wzruszenia przy opłatku? A z drugiej strony: czym przy niej są smuteczki, rozczarowania, świąteczna melancholia czy poczucie samotności, niezrozumienia, braku, niedostatku - przecież jeszcze bardziej dotkliwe w tym czasie "obowiązkowej sielanki"? Jedno i drugie jest niczym wobec faktu, który przywołałam w motcie do tego posta. I bardzo dobrze, dzięki temu możemy zdobyć się na nieco więcej świątecznego luzu i paradoksalnie, bardziej cieszyć się pozytywami i nieco odpuścić zamartwianie się niedoskonałościami...

A, jeszcze w temacie prezentów - dostałam od Aniołka pod choinkę kilka fajnych rzeczy. Na wyróżnienie zasługują kosmetyki, kominek z wkładem Yankee Candle organizer na nie czyli piękne puzdro, które z przyjemnością Wam pokażę w kolejnych postach.

Zapraszam na wieczory panieńskie w Krakowie oraz na City Game dla firm, jakoś trzeba zarobić na kolejne Święta;)

pozdrawiam
Marta

wtorek, 18 grudnia 2012

Makijaż na koniec świata + vlog

Koniec świata jak pewnie wiecie zbliża się wielkimi krokami - kto jeszcze nie słyszał o przepowiedni Majów niech prędko zaktualizuje swoją wiedzę, a wszystkie niezałatwione sprawy dopnie przed piątkiem... Potem może być za późno! Temat na tyle interesujący, że warto mu poświecić trochę uwagi, np. w moim towarzystwie, zamiast telewizji śniadaniowej;)

Zapraszam na film z makijażem i nie tylko:




A co Wy sądzicie o końcu świata? Zapraszam do komentowania!

Aha - standardowo - jeśli ktoś jeszcze zdąży się załapać, to proponuję przed końcem czasów zwiedzić Kraków lub (na to może być jednak już zbyt mało czasu...) wziąć udział w nietypowym wieczorze panieńskim:)

pozdrawiam!
Marta

poniedziałek, 17 grudnia 2012


Zapraszam do obejrzenia makijażu i pogadanki o płatnym parkowaniu w Krakowie. Co sądzicie o takich filmach wielotematycznych?;) Lubicie takie zaskakujące połączenia?

Dla zainteresowanych najpierw lista z użytymi przeze mnie kosmetykami:
- podkład Collistar Fondotinta Tenuta Perfetta, odcień 0
- baza pod cienie Artdeco
- cień pomarańczowy: Inglot 84 AMC
- pokrywający go matowy cień różowy - Bell Satin Mat nr 144
fiolet Inglot
- rozświetlający cień Silk Teddy - paleta Too Faced Natural Eye
- cień cielisty (pod łukiem brwiowym) Heaven z palety jw.
- róż Inglot opisany tutaj 
- rozświetlacz Essence opisany tutaj 
- duo do brwi z Catrice
- szminka z Inglota opisana tutaj 
- tusz do rzes Douglas Absolute






Pozdrawiam!

A dla bardziej wnikliwych: wieczór panieński w Krakowie w formie gry miejskiej to całkiem ciekawy pomysł;)

Marta

piątek, 14 grudnia 2012

Mocne słowa...

...są czasem potrzebne jak nigdy wcześniej. Adwent na finiszu, ale został jeszcze tydzień z okładem, więc mam propozycję dla tych, co nocą czekają na świt. Ja czekam z niecierpliwością, bo mam w swoim życiu niejedną noc, która tęskni za Światłem. Nie wystarczą tutaj kolorowe malowanki, one mają swoją wartość i nie są złe, o nie, ale nie nadadzą życiu sensu. Jeśli narzekasz, że Boże Narodzenie to komercha, marketing, kolejki w sklepach, szaleństwo z nikomu niepotrzebnym myciem okien i sztuczne uśmiechy to mam pomysł - zainwestuj chwilę swojego czasu w coś głębszego, coś dla ducha. Nawet nie trzeba wychodzić z domu,w sieci jest wiele propozycji, ja polecę coś na co dzisiaj trafiłam. Od razu zapowiadam, że to nie jedyny post z serii:)

Tutaj znajdziecie wprowadzenie i odcinki archiwalne. A poniżej wklejam jeden z nich:)


Jak Wam się podoba?
Tymczasem zapraszam wieczory panieńskie w Krakowie oraz spacery z przewodnikiem po Krakowie.

pozdrawiam!
Marta

czwartek, 13 grudnia 2012

Makijaż dnia i pazury

Dziś kolejne zabawy z wykorzystaniem mikołajowych upominków. Do makijażu dziennego (którego zdjęcia robiłam w sztucznym świetle, wieczorem) wykorzystałam przede wszystkim piękny beż Inglota nr 154 (jak się okazało, to nowa kolekcja!), kobalt, turkus oraz jasną perłę i neutralny "rozcieracz" z palety Natural Eye Too Faced (którą uwielbiam).







Na brzoskwiniowych pazurach (piękny kolor z Miss Sporty, tez prezent. Niestety mało kryjący i jakość średnia, ale i tak będę używać ze względu na kolor!) zauważyłam odpryski, więc trzeba było zrobić przemalowanie. Pokażę Wam czego używam do tego rytuału, który zresztą bardzo mnie relaksuje:)

nadwątlona już po 2 dniach brzoskwinka z Miss Sporty

Wibo Glamour Nails nr 5

Prawda, że ten lakier wygląda na zielony, a przynajmniej - zielonkawy? No prawda. Prawdą tez jest, że na paznokciach nie ma nic z tej zieleni, lakier jest po prostu złoty. Bardzo złoty. Zauważył to nawet mój maż (zazwyczaj na uwagi na temat "ładnych kolorków" mogę liczyć jedynie ze strony synka...). Wiem, że ten lakier zebrał bardzo niepochlebne recenzje na blogach, a mi się podoba:) Ciekawe, czy przy którymś malowaniu nagle lakier się zazieleni?;) Póki co jest złociście i świątecznie.


"odżywka" z Eveline, wysuszacz lakieru z Essence, oliwka do skórek

"Odzywka" z Eveline, która oczywiście nie jest odżywka a raczej podrażniaczem paznokci, stymulującym je do wzmożonej pracy;) Produkt bardzo kontrowersyjny, u mnie działa, więc po kilku miesiącach wróciłam do niego jako do bazy pod lakier (do czego nadaje się świetnie). Wysuszacz lakieru z Essence. Już mi sie kończy, jest bardzo skuteczny i neiraz ratuje cały manicure! Oliwka z Eveline pięknie pachnie i nawilża wymęczone zmywaczem skórki wokół paznokci.


zmywacz z Biedry

Nowość u mnie. Zwykle używałam zmywacza z Isany, zobaczymy jak biedronkowy się spisze.

balsam z Ives Rocher
Na koniec, do nawilżenia łapek:)


jedna warstwa lakieru

dwie warstwy lakieru
 Jutro dołożę jeszcze jedną warstwę lakieru, będzie naprawdę fajny efekt:)


Aby podciągnąć moje sprawy zawodowe, zapraszam tez na zwiedzanie Krakowa z przewodnikiem oraz na wieczory panieńskie Kraków.

do następnego, pa!
Marta


poniedziałek, 10 grudnia 2012

Prezentów ciąg dalszy i kilka przemyśleń w temacie "jak kupować prezenty"

Święta zbliżają się wielkimi krokami, więc już niedługo pod choinką zagościć powinien Aniołek, no i o tym też radze już zacząć myśleć. Ale zanim podzielę się z Wami kilkoma przemyśleniami na temat strategii świątecznego obdarowywania, jeszcze kilka słów na temat św. Mikołaja i tego, co u mnie zostawił.
W ostatnim poście pokazywałam wam nową paletkę Inglot, teraz za to pochwale się różem, szminka i lakierem do paznokci.


Jestem wielbicielką róży do policzków, Tak, mam cerę lekko naczynkową, w odcieniu chłodnym. Dawniej myślałam, że skoro naturalnie się rumienie (czasem bardziej, niż bym chciała...) to stosowanie jakiegokolwiek różu byłoby pomyłką. Dlatego zazwyczaj miałam twarz "zatapetowaną" mocno kryjącym, matującym, zbyt żółtym i zbyt ciemnym podkładem, zgruntowanym pudrem;) Zgroza, no nie? Taka sztuczna, maskowana, płaska twarz... Było, minęło.

Teraz ujednolicam cerę podkładem, ale makijaż bez odpowiedniego modelunku za pomocą różu lub/i bronzera, ewentualnie rozświetlacza jest absolutnie niepełny. To tak, jakby artysta malarz zakończył swoje dzieło na odpowiednim przygotowaniu płótna, ewentualnie - pomalowaniu tła. Róż dodaje twarzy trójwymiarowości oraz młodzieńczego blasku, świetlistości i zdrowego kolorytu. Jeśli nie próbowałyście - polecam zrobić eksperyment! Trzeba oczywiście pamiętać, że do nakładaniu różu absolutnie konieczny jest pędzel.

A wracając do tematu: od św. Mikołaja otrzymałam piękny, matowy róż Inglota w odcieniu 82. Ten właśnie odcień polecałabym dziewczynom które nie maja wprawy lub boją się efektu ruskiej lali, gdyż jest on bardzo subtelny i wygląda niezwykle naturalnie. Nie jest to kolor jaskrawy a raczej lekko złamany. Róże Inglota zostały ostatnio mocno skrytykowane w filipice wygłoszonej przez make-up guru (którą zresztą bardzo cenię i lubię) Red Lipstic Monster - tutaj link do jej filmiku: http://www.youtube.com/watch?v=F7ZePl_aElY.
Nie ukrywam, że także w komentarzach do tego filmu wdałam się w mini-polemikę, gdyż nie do końca zgadzam się z zaprezentowaną tam opinią. Ciekawa jestem waszego zdania:) Ja róże Inglota lubię i polecam, może poza tymi z drobinkami, bo są one zbyt duże i wyglądają odpustowo na twarzy. Z koloru 82 jest bardzo zadowolona.


Teraz czas na szminkę. Ucieszyłam się, że to szminka, nie błyszczyk, zdecydowanie wole ten typ produktów do ust, błyszczyki jeszcze jakieś mi zostały i staram się zużyć. Nie potrzebuję więcej niż jednego mieć na stanie. Co innego ze szminkami:) W pierwszej chwili otrzymany kolor wydał mi się dziwny, nie potrafiłam się do niego ustosunkować, wydawało mi się nawet, że jest lekko perłowy, czego nie lubię. Po bliższych oględzinach (zwłaszcza w lepszym świetle) całkowicie przekonałam się do tego mazidła. Kolor określiłabym jako naturalny, ale dość widoczny, jasny, brudnawy róż. Pomadka nie jest perłowa, tylko nieco połyskująca za sprawą bardzo delikatnych drobinek oraz dość "mokrego" wykończenia. Numer 147. 




Na deser zostawiłam lakier do pazurów. Św. Mikołaj (już tym razem w innym wcieleniu) ofiarował mi aż trzy lakiery, zacznę od prezentacji pięknego srebra. W zeszłym sezonie zimowym kupiłam sobie srebrny lakier z Vipery, ale gdzieś chyba go zgubiłam. Poza tym tamten lakier był bardziej drobinkowy, ten zaś, co niezwykle mi się podoba, tworzy efekt konkretnej, lśniącej tafli o bardzo mocnym kryciu i pigmentacji! Odcień srebra jest nieoczywisty. Lakier jest tak zimowy, że aż tchnie od niego lodem;) Jest przy tym bardzo świąteczny i w mojej opinii - bardzo elegancki. Do nabycia w Rossmanie, szukajcie w szafach Wibo, to kolekcja Glamour Nails, odcień 04. 






A teraz kilka refleksji na temat kupowania prezentów:

- jeśli myślimy o tegorocznych Świętach, to już najwyższy czas, by zabrać się za przygotowywanie prezentów, dzięki temu mamy szanse dobrze rozplanować czas zakupów, uniknąć horrendalnych kolejek w sklepach i zamówić coś przez internet licząc na dostawę jeszcze przed Wigilią 

- warto notować pomysły na prezenty, zwłaszcza, jeśli mamy tzw. "trudny" obiekt;) któremu nie wiemy co kupić  a nie chcemy iść w banał "na odczepnego" i ofiarować zestawu z drogerii... Warto nawet dużo wcześniej, przypadkowo i spontanicznie zakupić prezent, który w jakikolwiek sposób nawiązuje do osoby obdarowywanego, na pewno będzie to lepszy wybór, niż coś kupionego na siłę, w pośpiechu, pod presją

- w kupowaniu prezentów bądźmy sobą. Nie starajmy się za wszelką cenę wniknąć w umysł prezentobiorcy;) bo i tak nam się to nie uda. Zazwyczaj (przynajmniej w przypadku drobiazgów) ludzie mają to, czego potrzebują, natomiast od prezentu oczekują by niósł ze sobą jakiś ładunek emocjonalny, rys charakterystyczny dla darczyńcy i ten aspekt, w połączeniu ze spersonalizowaniem prezentu na poziomie przynajmniej przyzwoitym - będzie najważniejszy:) Kupmy/zróbmy to, do czego jesteśmy przekonani, to, co nam się podoba. Nie kupujmy prezentu na siłę, moim zdaniem wówczas podarunek traci waolr bycia prezentem a staje się dotacją...

- nie bójmy się ryzyka. Wyróbmy w sobie tolerancję na fakt, że nie każdy nasz prezent będzie w 100% trafiony i w 100% użytkowany. Nie zrażajmy się tym, warto włożyć serce w przygotowanie prezentu nawet, jeśli kiedyś coś poszło nie tak. Warto zrobić coś oryginalnego, zaskoczyć nietuzinkowym upominkiem, niekoniecznie stricte materialnym. Warto zaryzykować i zamiast (lub może oprócz;)) szamponu i żelu pod prysznic kupić coś bardziej odjechanego. W końcu na tym polega magia prezentów - są inne niż to, co kupilibyśmy sobie sami. Ja tak miałam w tym roku w przypadku kominowego szalu w dość jaskrawym kolorze. Raczej nie lubię siebie  w takich kolorach i miałam mieszane uczucia, ale po przypięciu do niego odpowiedniej broszki oraz po dokupieniu przeze mnie pasujących kolorystycznie kolczyków - zakochałam się w tym kominie i nosze go nawet w pomieszczeniach:)

- bądźmy kreatywni. Warto siąść z ołówkiem i kartką i zrobić małą burze mózgów, nawet sam na sam. Warto tez przejrzeć allegro, sklepy internetowe, może czymś się zainspirować. Uwaga - nawet spacerując po galerii handlowej warto wejść do sklepów, których zwykle nie odwiedzamy, nie zauważamy, w których po prostu jeszcze nie byliśmy! Może właśnie tam znajdziemy genialny prezent!

- błagam - nie traćcie pieniędzy na ozdobne torby - kupcie papier ozdobny i poświećcie chwile na staranne opakowanie:) Dzięki temu unikniecie żenującego zwyczaju "przechodnich toreb" i nadacie Waszemu prezentowi waloru wyjątkowości także w kwestii opakowania, a ile kasy zostanie w portfelu;)

Podzielcie się proszę Waszymi patentami na udany prezent pod choinką!

Pamiętajcie też, że wyśmienitym prezentem może być spacer po Krakowie z przewodnikiem:) Zapraszam tez na wieczory panieńskie w Krakowie.

Do następnego,

Marta


sobota, 8 grudnia 2012

Prezent od Mikołaja - nowa "trójeczka" Inglot

Zrobię ci teraz zdjęcie, 
bo ten uśmiech można zobaczyć 
tylko dwa razy w roku...

Chyba byłam bardzo, bardzo grzeczna w ostatnim roku, bo Mikołaj po prostu obsypał mnie prezentami;) (choć wiem, że na nadmiar gotówki nie narzeka, wiadomo - kryzys itd.). Ale najwyraźniej, podobnie jak ja, uważa, że na prezenty zawsze trzeba mieć coś odłożone, bo prezenty ważne są... Tak więc Mikołaj zrobił napad na sklep Inglota i opustoszył półki;) w efekcie otrzymałam paletkę na 3 cienie, 3 wkłady do tejże, róż do policzków i szminkę. Nieźle, co? Zwłaszcza, że w końcu Mikołaj, to facet, teoretycznie na myśl o sklepie z kosmetykami powinien dostawać wysypki, ale cóż - widocznie bardzo mu zależało;p i zaopatrzył się zawczasu w Claritine...
Pochwalę się zatem moimi prezentami! Na pierwszy ogień idą cienie.

Paletka wygląda tak:







Prezent był super. Z jednym tylko zastrzeżeniem, okazało się, ze mamy widocznie bardzo zbliżony gust, gdyż jeden z kolorów już posiadałam w swojej dużej palecie (502 DS). Więc co Marta robi już następnego dnia, natychmiast po odprowadzeniu synka do przedszkola, mimo natłoku pilnych obowiązków? W te pędy gna do Galerii Kazimierz ze zdublowanym cieniem i paragonem! Wszystko szczęśliwie udało się załatwić, mimo nieszczęśliwego kartonika zmasakrowanego przez małego wielbiciela prezentów;)

To pierwsza moja paletka kwadratów. Zawsze kupowałam kółka bo są troszkę tańsze, troszkę mniejsze (różnica chyba 2 złote) a i tak starczają na niesamowicie długo. Ale wiem, że są osoby, które kupują tylko kwadraty. Nieraz widziałam w necie kolekcje kwadratów Inglota i kojarzy mi się to z elegancją;)

W mojej nowej paletce mieszkają zatem następujące kolory:

- delikatny, brudny lilla z drobinkami - 487 DS
- rewelacyjny, mocno perłowy beż o numerze 154
- i ten podmieniony (czyli już mój własny wybór) - 103 AMC Shine - jasne, żółte złoto z drobinkami

Powiem Wam szczerze, że te dwa pierwsze kolory (czyli wybór Mikołaja) bardziej mi się podobają. Liliowy doskonale pasuje do moich zielonych oczu, a jednocześnie można nim szybko i bez obaw zrobić lekki, nienachalny makijaż dzienny. Prawdziwym hitem jest ten beż 154. Zupełnie nie mam pojęcia gdzie on jest na półkach Inglotowych... Nigdy go nie widziałam w sklepie, w co aż nie mogę uwierzyć, bo taki kolor to skarb! 
No i to moje złotko... Wybrałam takie, bo po rozstaniu z resztkami AMC Shine 111 nie kupiłam już tego samego numeru i posiadałam jedynie dość ciemne, miodowe złoto w swoich zbiorze cieni. Jestem na etapie oswajania tego koloru, pokażę Wam nieśmiałą próbę (w połączeniu m.in. ze starym, dobrym 402 Pearl) :



A teraz bonus, do którego mają zastosowanie słowa z samej góry;)





Zapraszam jak zawsze na zwiedzanie Krakowa z przewodnikiem oraz na wieczory panieńskie w Krakowie a tymczasem - do następnego - pokażę Wam wszystkie moje prezenty, wraz z trzema pięknymi lakierami do pazurków;)

pa
Marta




środa, 5 grudnia 2012

Z cyklu - stylowe imprezy - dla dwojga:)

Zawsze kiedy dziękuję za wszystko, 
co w życiu dobrego otrzymałem, 
za Ciebie dziękuję podwójnie...


We wtorek mieliśmy z Tomkiem okazję uczestniczyć w bardzo niezwykłej imprezie. Nasi przyjaciele zaprosili nas na wspólne świętowanie z okazji ostatniego spotkania Kursu Małżeńskiego, w którym uczestniczyli. Cały kurs, jak i własnie to finalne spotkanie odbywały się w przepięknej podziemnej sali zwanej Kamieniołomem im. Jana Pawła II przy kościele św. Józefa w Podgórzu. Tak,w moim ukochanym Podgórzu, co dodatkowo mnie pozytywnie podekscytowało:) Okolice kościoła św. Józefa to ten tajemniczy, zelono-legendarny Kraków który uwielbiam i który kojarzy mi się z najlepszymi kawałkami mojego życia zawodowego. Ale ad rem.
Przybiegliśmy nieco spóźnieni - dzień był wyjątkowo zabiegany. Powitała nas bardzo uroczysta atmosfera, nakryte stoły, zapalone świece, a co szczególnie nas ucieszyło - poczęstunek smacznym żurkiem z kiełbaską:) Kelnerzy dolewali kawy i herbaty - fajnie - pomyślałam:)
Potem pojawiła się szarlotka z bita śmietaną w towarzystwie ciasteczek i bakalii. Ja tam sobie lubię zjeść więc nie miałam nic przeciwko temu...

Tak wyglądał nasze stolik:


A potem było już coraz bardziej interesująco:) Prowadzący mając na uwadze zaproszonych gości, takich jak my, zrobili krótkie wprowadzenie na temat samej idei kursów i zasygnalizowali niektóre poruszane tam tematy, takie jak komunikacja, relacje rodzinne i międzypokoleniowe, dobry seks... Czyli rzeczy ważne. Kurs prowadzony jest w obiekcie należącym do kościoła a prowadzącym bliskie są wartości chrześcijańskie, jednak jak sami podkreślają, zajęcia są dla wszystkich, mówi się na nich o sprawach uniwersalnych i niezależnych od światopoglądu. Spotkania trwają ok. 2 miesiące, raz w tygodniu, wieczorem. Nie ma rozmów w grupach, jest to tylko i wyłącznie czas dla małżeństwa, które we dwoje wdraża w życie (najpierw w rozmowę) informacje usłyszane podczas konferencji. Jest też możliwość indywidualnych konsultacji. Kurs odbywa się dwa razy do roku,następna seria spotkań już w marcu. 

To wszystko zresztą wiedziałam już wcześniej od uczestniczki kursu, która dzieliła się ze mną jego formą a przede wszystkim - owocami:) Padło wiele istotnych a nawet wzruszających słów - wypowiedzianych przez prowadzących, ale także świadectw uczestników, również naszych przyjaciół - publicznie, co było dla mnie osobiście bardzo ważne. Warto dbać o małżeństwo, warto walczyć o miłość, nie ma innej drogi jak pełna determinacji walka o nią każdego dnia. Okazuje się, że choćby nie wiem jak głęboki był kryzys, różnice miedzy ludźmi, zaszłości i zaniedbania - miłość i jedność nie musi być fikcją. Ale potrzebne są konkretne kroki, często - zmiana myślenia. Spotkanie było na pewno inspirujące, mnie głęboko zapadły w pamięć słowa, które umieściłam jako motto do tego wpisu. A teraz zapraszam na filmik:




Mam nadzieję, że dla kogoś z Was ten post okaże się inspirujący. Jak zawsze zapraszam na zwiedzanie Kraków oraz wieczory panieńskie w Krakowie

papa:)
Marta

piątek, 30 listopada 2012

Jeden piekny cień Inglot

Dzisiaj coś dla fanek neutralnych, ale ciekawych i niebanalnych odcieni w makijażu oka. Coś dla osób z definicji obawiających się koloru różowego, ale doceniających jego właściwości optycznie budzące i otwierające zaspane ślepia jak również podbijające kolor każdej tęczówki. Bo tak to własnie jest z różem. Nie musi być to kiczowaty neon w stylu Barbie, może to być delikatna, świetlista poświata, lekko opalizująca i niejednoznaczna, z nienachalnym pigmentem, ale z tym czymś, co sprawi, że makijaż wygląda pięknie. Elegancki róż. Oksymoron? Moim zdaniem niekoniecznie. Zobaczcie, co Wam dzisiaj proponuję.
Przed Państwem Inglot 142 AMC Shine:





Nie sądzę, by te zdjęcia w pełni oddały jego wdzięk i wielowymiarowość. Pięknie łączy się z fioletami, np. z perłowa lawenda o numerze 420 oraz z czernią. Z brązem tez się nie pogryzie;) Na szybko, można go tez ostawić solo - obleci. Niby neutralny, ale jednak nieco fantazyjny, prawda? Podoba się?;)

Z takim cieniem na oku można spokojnie iść na Wawel albo - zwłaszcza w połączeniu z czernią - na wieczór panieński w Krakowie;) 

pozdrawiam!
Marta

niedziela, 25 listopada 2012

Stylowe imprezy - odsłona druga

To co? Dobra, gorąca czekolada w listopadowy dzień? Na przykład taka jak ta, moja piątkowa?;)


Ten weekend obfitował w estetyczne i apetyczne smakowitości w doborowym towarzystwie.
W sobotę wzięłam udział w imprezie "andrzejkowej" organizowanej przez ludzi ze studiów, z mojego roku. Przy okazji poznałam nowe miejsce na moich ukochanym Kazimierzu - okazało się, że oprócz znanego mi pubu "Zaraz wracam" przy ulicy Bożego Ciała jest jeszcze "Zaraz wracam tu" przy Miodowej  którego długo musiałam poszukiwać:) Miejsce okazało się całkiem sympatyczne, a sama impreza niczym wehikuł czasu przeniosła mnie pamięcią w miniony już jakiś czas temu;) okres studiów. Niesamowite jakie szczegóły i niuanse zachowały się w pamięci kolegów z roku! Fantastycznie było tez spotkać osoby niewidziane przez całe lata, niektórzy przyjechali specjalnie na nasze spotkanie z innych miast! Musze autorytatywnie stwierdzić, że tego typu imprezy to wyśmienity pomysł:) To jedyne w swoim rodzaju uczucie, kiedy jednocześnie możesz wspominać "tamte czasy" jak jakąś odległą, historyczną epokę, dumać nad tym jak bardzo świat się zmienił i jak to za "naszych czasów" było inaczej, a jednocześnie widzieć młodych i uśmiechniętych ludzi którzy wyglądają i zachowują się cały czas tak samo:) Spotkanie po latach to jest to!

Mały Rynek - w drodze na Kazimierz

Zaraz wracam tu

powrót

A niedzielne imprezowanie w domowym zaciszu zaowocowało tym razem bardzo udanymi ciasteczkami z masłem orzechowym w roli głównej. Pycha! Korzystałam z tego przepisu. Robi się je bardzo łatwo i szybko a efekt naprawdę super. Zobaczcie jaki apetyczne:)





Żeby formalnościom zawodowym stało się zadość zaproszę Was na zwiedzanie Krakowa z przewodnikiem oraz na wieczór panieński w Krakowie, a tymczasem żegnam, mam nadzieję, że jutro znowu zaglądniecie i zostaniecie na dłużej:) 
pa
Marta
















piątek, 23 listopada 2012

Makijaż dnia i błyskotka

Kiedy przemierzałam alejki między regałami, nagle zobaczyłam magnetyczną, złocistą poświatę... To było coś zdecydowanie bardziej atrakcyjnego... dlatego oprócz planowanych zakupów, czyli pasty do zębów  szamponu i płynu do demakijażu w moim koszyku z Super Pharm znalazł się najnowszy puder rozświetlający z Essence - Breaking Dawn. Jeszcze nigdy nie miałam rozświetlacza i jakoś nie bardzo chciałam się do tego typu kosmetyków przekonać, ale w końcu nastąpił ten dzień:) Nie ukrywam, że gdyby nie bardzo zachęcająca cena, to najpewniej tej zmysłowo-złocistej mgiełce sprasowanej w estetycznym puzdrze kazałabym zmykać na drzewo. A tak - jakoś wróciłyśmy do domu razem. Koszt - 12,99.

To, co podoba mi się w tym rozświetlaczu, to satynowa tafla, która tworzy na wybranych partiach twarzy, nie jest to feeria drobinek dobra dla klauna albo innego przebierańca. Połysk jest delikatny i szlachetny. jedyny mankament (który oczywiście dla kogoś z Was może być zaletą) to dosyć ciepłe zabarwienie, nie wiem jak się sprawdzi przy mojej wybitnie chłodnej karnacji, ale pożyjemy, zobaczymy (przede wszystkim w rożnych światłach zobaczymy). Puderek wygląda tak:



Użyłam go w dzisiejszym makijażu. Na powiekach dominowały za to jesienna szarość i fiolet. O fiolecie Inglota już pisałam w jednym z poprzednim postów, dzisiaj przedstawię Wam jeszcze szarość o numerze 387 Matte. Bardzo lubię ten cień. jest fantastycznie napigmentowany i ma bardzo ładny, chłodny odcień szarości z niebieskawymi tonami. Dla mnie ot szarość idealna. Nie przepadam za srebrem w makijażu, ale taka matowa szarość jest bardzo elegancka. Coś, co może niektórym przeszkadza, to nieco kredowa konsystencja tego cienia, sprawiająca, że dość mocno się pyli i kruszy. Ja mu to wybaczam, zwłaszcza, że zawsze aplikuję cienie na bazę i wówczas przyczepność jest baz zarzutu:)

Tak wygląda:


I moja gęba z zastosowaniem wszystkich powyższych polepszaczy;) 





Pozdrawiam Was serdecznie i czekam na komentarze: macie te cienie? Lubicie takie kolory? A ulubione rozświetlacze?
No i jeszcze tradycyjnie zapraszam na gry miejskie do Krakowa oraz na wieczory panieńskie w Krakowie;) mam nadzieję, że strony troszkę się wywindują przy okazji;) 

pozdrawiam
Marta