wtorek, 28 stycznia 2014

Studniówkowy makijaż Basi - kameleon:)

W ostatnia sobotę moja znajoma z dawnych lat, Basia, szła na swoją szóstą (!) studniówkę. Jak to możliwe? Pewnie się domyślacie - Basia uczy matematyki:) Podobno z nią nie ma, "że to tamto", uff, dobrze, że czasy szkolne dawno za mną;)

Bardzo mnie ucieszyło, że Basia powiedziała, że możemy poszaleć! A szaleństwo także kolorystyczne było wskazane tym bardziej, że jej sukienka była klasyczna, czarna. Postanowiłam, że głównym bohaterem tego makijażu będzie przepiękny cień sypki marki Inglot, w numerze 85, kolor kameleon o naprawdę zaskakującym, bogatym i niecodziennym efekcie. Bazą tego koloru jest czerwony brąz, że tak powiem, natomiast w zależności od kąta padania światła opalizuje on albo na zielono albo - rzadziej - na niebiesko. No barok...

Cień serdecznie Wam polecam, bo jak to mówią - robi robotę:) I to przy każdym kolorze tęczówki.








W wewnętrznym kąciku oka na dolnej powiece wylądował piękny, lśniący seledyn z Lily Lolo o nazwie green opal. W zewnętrznym kąciku oraz załamaniu natomiast głębi i wyrazistości dodała czerń ze Sleek'a ze srebrnymi drobinkami. Wewnętrzny kącik błagał o rozświetlenie - znalazł się tam mocno perłowy Inglot 395. 

Na koniec przykleiłam kępki rzęs, które dopełniły wieczorowego, nieco szalonego look'u. 


Co najważniejsze, Basi makijaż się podobał, zastanawiałyśmy się jeszcze "co ludzie powiedzą", ludzie podobno zachwalali:)))






Do mocnego, błyszczącego i kolorowego makijażu wybrałam neutralną szminkę - słynna Rimmel Airy Fairy. 
Jest to subtelny róż, ale wprawne oko dostrzeże w nim niezwykle delikatną, złotawo-brzoskwiniową poświatę, która czyni ten odcień wyjątkowym i niebanalnym. Tak więc niby nic, a jednak... A na dolnej linii wodnej usadowiła się niezawodna kredka Avon Super Shock. Dzięki jej miękkości i żelowej konsystencji klient nie obawia się wydłubania oka;P




Na zdjęciu poniżej dobrze widać doklejone kępki rzęs oraz czarna kreskę, która przy górnej linii rzęs ostatecznie zdefiniowała kontur oka.


I z fryzem:)



Jak Wam się podoba taka propozycja na imprezę?:) 

pozdrawiam
Marta 







sobota, 25 stycznia 2014

Spóźnione wyniki rozdania miniaturek MUFE oraz makijaż Oli:)

Witam Was dziewczyny i przepraszam najmocniej te z Was, które wzięły udział w rozdaniu i czekają już kilka dni na obiecane wcześniej wyniki... Wybaczcie, to był ciężki tydzień, dość powiedzieć, że miałam dwukrotną wizytę o dentysty, kolejny (!) złamany ząbek;) a poza tym wczoraj organizowałam grę miejską - wieczór panieński (tak tak, są osoby biorące ślub w środku zimy!) a to jest zawsze bardzo dużo pracy.

Tak więc by dłużej nie trzymać Was w niepewności - tym razem szczęście uśmiechnęło się do Serenitki B. proszę napisz do mnie na adres zwiedzaniekrakowa@gmail.com i podaj Twój adres do wysyłki:)

A tymczasem chciałam się z Wami podzielić efektami przemiłego popołudnia spędzonego w towarzystwie mojej koleżanki Oli oraz jej 2-letniej ślicznej córeczki (która wykazywała nie mniejsze zainteresowanie kosmetykami, niż my).

Zrobiłam Oli makijaż dzienny, ale takie nieco mocniejszy, czyli coś nieco innego, niż ona praktykuje na co dzień. Oto jak wyszło:



Zdjęcie robiłyśmy przy samym oknie, co nie zmienia faktu, że uzyskanie odpowiedniego światła jest moją zmorą;) No nic, lepsze takie oświetlenie, niż żadne, zwłaszcza w godzinach popołudniowych, kiedy niestety słońca już nie ma. 

Jeśli chodzi o górną powiekę, to na całość nałożyłam bardzo uniwersalny i świetnej jakości perłowy, złotawy beż z firmy Inglot (numer 154). W załamaniu powieki roztarłam dość szczodrze czekoladowy, matowy brąz, wewnętrzny kącik delikatnie rozjaśniłam. 

Ola chciała, żebym w ramach akcentu kolorystycznego na dolnej powiece użyłam któryś z jej cieni, więc pokusiłam się o ciemny turkus z firmy Manhattan, natomiast bliżej wewnętrznego kącika dodałam mojego pięknego Inglota (niebiesko-zielonkawy kameleon, o którym pisałam tutaj). W zewnętrznym kąciku linie przyciemniłam brązem. Ja niespecjalnie dbam o książkowe zalecenie jeśli chodzi o dobór cieni względem koloru tęczówki, natomiast jako wizażystka powinnam zaznaczyć, że jeśli Ola chciałaby wydobyć zieleń ze swoich szarozielonych oczu, to jako akcent kolorystyczny powinna użyć kolorów z pigmentem żółtym bądź czerwonym:) 




Założę się, że to dzięki bazie pod cienie Artdeco cienie przetrwały - jak doniosła mi Ola - nawet wieczorną wizytę w saunie:) A z ciekawostek: w czasie makijażu córeczka Oli porwała nam kredkę żelową Avon Supershock i - dosłownie - się nią poczęstowała:D więc jej nie użyłyśmy. Może tak miało być;)) 

Moim zdaniem uroda Oli została fajnie podkreślona, mam nadzieję, że nasze spotkanie było dla niej choć w jakiejś części inspirujące:) A Wam jak się podoba? 

Do następnego!

Marta 















niedziela, 19 stycznia 2014

Przypominam o rozdaniu MUFE! Zakończenie jutro (20.01.14) o północy:) + pocztówka z krakowskiej knajpki

Witajcie!

Przypominam o moim rozdaniu dwóch miniatur kosmetyków MAKE UP FOREVER. Co takiego wchodzi w skład zestawu? Zobaczycie w poprzednim poście. Zapraszam serdecznie do udziału, a póki co mam dla Was (niżej) autorską pocztówkę z krakowskiej knajpki. To właśnie w tej okolicy - czyli na krakowskim Kazimierzu, usytuowana jest szkoła makijażu Face Art w której byłam na moim wizażowym kursie.


Kto z Was zna to miejsce?:) 

do następnego!
Marta 

piątek, 17 stycznia 2014

Wrażenia z kursu wizażu, dwa makijaże i rozdanie miniaturek MUFE

No i stało się. Koniec zabawy. A raczej koniec tylko_zabawy. Przechodzę na zawodowstwo;P



Oczywiście piszę to z przymrużeniem oka, zawodowcem się jeszcze nie czuję, ale przynajmniej postanowiłam konsekwentnie zmierzać w tym kierunku. Czy profesjonalne kursy i szkolenia są konieczne, by być dobrym wizażystą? Czy przy obecnym poziomie demokratyzacji wiedzy, jaką oferuje nam Internet, szkolenia mają jeszcze rację bytu? Pewnie i tak, i nie. Dyskusja - także w sieci - trwa (niedawno widziałam kilak vlogów na ten temat, opinie są sprzeczne). Nie czas i miejsce na rozstrzyganie o tym, ja w każdym razie jestem zadowolona z mojego kursu i planuję kolejne. Jestem jeszcze na takim etapie, że każda fachowa rada oraz korekta mojej pracy jest dla mnie na wagę złota. Ten kurs również sprawił, że dowiedziałam się kilku nowych rzeczy, poznałam też "na własnej skórze" kilka świetnych kosmetyków - tymi odkryciami podzielę się z Wami w kolejnym poście. 

Musze przyznać, że to, co na pierwszy rzut oka urzekło mnie w tej niewielkiej szkole makijażu, to bardzo ładny wystrój z dbałością o szczegóły. Widać, że wszystko przemyślane, ładne detale architektoniczne, świece, sterylna wręcz czystość, muzyka w tle, ciasteczka , kawa i herbata do naszej dyspozycji. No wiem, to nie jest najważniejsze, ale ja osobiście lubię być dopieszczona i zwracam na takie rzeczy uwagę. 

Nasz trener była bardzo sympatyczny, taktowny i kontaktowy, myślę też, że przekazał kawał solidnej wiedzy, choć nie ukrywam, że nie ze wszystkim się zgadzałam w 100% a większość technik makijażu i kosmetyków była mi znana już wcześniej. Musze jednak oddać sprawiedliwość, że Pan Marcin skorygował kilka moich błędów na które sama pewnie nigdy nie zwróciłabym uwagi:) Nie będę Was jednak zanudzać sprawozdaniem ze szkolenia;) Koleżanka z którą byłam w parze ostatniego dnia, Wiola, była tak miła, że zgodziła się bym upubliczniła jej wizerunek i pokazała moje dzieło:) Makijaż miał być inspirowany wybranym przez nas wcześniej zdjęciem prezentującym aktualne trendy w makijażowe w sezonie jesień-zima 2013/14. Ja wybrałam takie oto zdjęcie: 



Najpierw wykonałam wersję z kropkami na dolnej powiece, które jednak niekoniecznie przypadły nam do gustu, więc zostały one usunięte i zastąpione srebrną kreską. Makijaż wydaje się szybki i prosty, ale wierzcie mi, że - zwłaszcza na opadającej powiece i przy nieco niesymetrycznych powiekach - jak u Wioli, wymagało to mega koncentracji i naprawdę się zmęczyłam:) Graficzna czerń nie wybacza nigdy, a saper myli się tylko raz... Tworząc ten makijaż cyzelowałam każdy milimetr, czując się właśnie takim saperem:) Wyzwaniem jest osiągnięcie symetrii oraz idealnie zarysowanych linii, wyszło chyba całkiem nieźle:) Uważam, że wbrew pozorom taki makijaż świetnie pasuje do opadających lub lekko niesymetrycznych powiek. Nierówności czy załamki zostając pięknie zamaskowane czernią, oczywiście pod warunkiem, że krecha jest wykonana z uwzględnieniem ewentualnej asymetrii. Tak więc uważam, że Wioli bardzo pasuje taki rockowy, czarny makijaż i wygląda w nim pięknie!







Do wykonania kreski Pan Marcin zaproponował mi użycie czarnego podkładu (sic!) z firmy Mac. Nigdy wcześniej się z czymś takim nie spotkałam. Niestety nie znalazłam tej ciekawostki przyrodniczej w sieci, by Wam zalinkować, wiem tylko, że to produkt dla PRO:) Pędzelkiem rozprowadzał się jak marzenie, dosłownie takie smoliście czarne, intensywne masło:) Nie robił prześwitów, zachwycał głębią. Niestety mimo solidnego zagruntowania czarnym cieniem szybko rolował się na powiece. 


Metalicznie srebrzystą kreskę na dole wykonałam cieniem w kremie z firmy Make Up Forever, z którym pierwszy raz miałam przyjemność pracować. Możecie zobaczyć je tutaj. W zewnętrznych kącikach oczu umieściłam po jednej długiej kępce sztucznych rzęs. 




Z piękną Wiolą, której typ urody jest bardzo latino:) 


Wiola też nie próżnowała:) Jako inspirację wybrała ten oto makijaż z kolekcji firmy L'Oreal:


Też początkowo mieliśmy pewne obawy związane z moim kształtem oka, jednak efekt końcowy okazał się więcej niż zadowalający:) Zdjęcia zrobiłam już po dotarciu do domu. Mimo, że akurat ten makijaż został wykonany nie najlepszej jakości cieniami no name, to jednak jak widać baza z Artdeco daje radę - nic się nie zrolowało ani nie przemieściło. 











Jak widać dzisiejszy dzień to taki freestyle, hulaj dusza piekła nie ma:) Wcześniej robiłyśmy klasyczne makijaże dzienne, wieczorowe oraz smokey eyes. Jak Wam się podobają te przykłady naszych dokonań?;) 


A teraz czas na gift:) Po zakończeniu kursu otrzymałyśmy bardzo fajne upominki, jednak osobiści stwierdziłam, że mam sporo kosmetyków, inne i tak będę musiała dokupić, więc chętnie wykorzystam te miniaturki do rozdania, a nuż a widelec przybędzie mi dzięki temu kilku widzów;p 

Tak więc mam dla Was następujące mini-produkty: 




Jak widać są to przedstawiciele cenionej wśród wizażystów, dostępnej w Sephorze (i niebotycznie drogiej!) marki MAKE UP FOREVER. Oba produkty są nowe, nie otwierałam ich (zaczęłam odkręcać tusz, ale się powstrzymałam;)) Jest to spora (4 ml) miniaturka tuszu do rzęs Smokey Extravagant, którego przepiękny film promocyjny zobaczycie niżej:




Do tego mały słoiczek z kultowym, osławionym na YouTube pudrem HD.

Podpatrzyłam inne bloggerki i ustanowiłam takie oto zasady rozdania - losowania. 

1. Musisz być publicznym obserwatorem mojego bloga!:) 
2. Jeśli dodasz mój blog do swojego blogrolla, otrzymasz dodatkowy los. 
3. W komentarzu pod tym filmem napisz odpowiedź na następujące pytanie: gdybyś miała możliwość uczestnictwa w indywidualnym szkoleniu z jakąś makijażową sławą, to jaki typ makijażu chciałabyś przećwiczyć? No-make up, klasyczny dzienny, graficzny, imprezowy, smokey, a może jeszcze coś innego? 

Rozdanie adresują do czytelniczek pełnoletnich. 

Zakończenie rozdania w najbliższy poniedziałek, o północy, a we wtorek - czyli w Dzień Babci;) wyniki!

pozdrawiam Was serdecznie

Marta 




środa, 8 stycznia 2014

Makijaż dnia - Sleek, Inglot, Kobo:)

Dzisiaj postanowiłam podjąć takie małe makijażowe wyzwanie:) Chciałam nieoczywistego połączenia kolorystycznego, czegoś odważnego, a jednocześnie podkreślającego zieleń moich oczu. Czegoś, co by mnie zajęło na te kilkanaście minut i zagwarantowało pełen relaks:)

Lubię sięgać po kolory "trudne", z którymi czasem nie bardzo wiadomo, co zrobić, które może nawet ocierają się o kicz, jak - na pierwszy rzut oka - cień o nazwie Marry in Monaco z palety Sleek Vintage Romance. Czasem, zamiast sięgnąć po eleganckie, sprawdzone, twarzowe i naprawdę dodające mi uroku brązy i im pokrewne sprzyjające mi naturalne odcienie, wolę zaryzykować i powiedzieć "dobrze, dobrze. wiem. Pasują. Idealnie podkreślają urodę. Ale nie dzisiaj, jutro." 

Marry in Monaco, Sleek


No i tak też było w dniu dzisiejszym:) Dodatkowo chciałam koniecznie wyjść poza schemat i połączyć cienie z rożnych palet. Odgrzebałam więc moją nieco zaniedbaną, ale jednak super-ulubioną paletę Inglota i postanowiłam pokombinować z prowokacyjnym lilla-różem o silnie metalicznym wykończeniu (Marry in Monaco VR Sleek) i matową zielenią Inglota (nr 333). To były moje kolory wiodące. Wyszło tak:




Widocznym poniżej złoty poblask (zakładam, że jest takie słowo...) to efekt dorzucenia "szczypty" słynnego cienia z firmy Kobo o numerze 205. To cukierkowy róż mieniący się na złoto. Cień sam w sobie bardzo tandetny;) Ale kicz kontrolowany zawsze mile widziany;). Zwłaszcza do ascetycznej stylizacji ubraniowej. 






W jakimś sensie do stworzenia tego looku zainspirował mnie mój naszyjnik, który sama sobie zrobiłam z otrzymanej kiedyś od Mamy pozostałości po przepięknej broszce. Wyszło coś bardzo retro, przyciągającego uwagę, uwielbiam łączyć ten wisior z prostym, nawet męskim swetrem i spodniami. Pięknie opalizuje i ma w sobie coś takiego, że mimo mnogości biżu w mojej szafie, ostatnio sięgam prawie tylko po niego. Ulubieniec miesiąca, czy jak? 





Zauważyłam, że kolor pokrewny do koloru tęczówki jak najbardziej może służyć makijażowi i podkreślać to, co naturalne, zwłaszcza, jeśli dodamy go jako akcent, łącząc z odcieniem silnie kontrastowym. 
Jak Wam się podoba mój dzisiejszy makijaż?:) 

pozdrawiam
Marta

ps. 1 - a do piątku do północy mam konkurs dla krakowianek i krakowiaków:) o tutaj. Jak najbardziej pasuje do tematyki bloga, bo rabaty, które można zdobyć dotyczą także dziedziny "beauty":) 

ps. 2 - już w najbliższy poniedziałek rozpoczynam uczestnictwo w tygodniowej szkole makijażu. Już jakiś czas temu postanowiłam zająć się wizażem profesjonalnie i malowac nie tylko siebie:) Miałam już zresztą okazje spróbować swoich sił i było na tyle dobrze, że pomysły przerodziły się w decyzje... Cieszę się bardzo! 


niedziela, 5 stycznia 2014

Nowości w akcji - koralowy cień, zielony liner i bronzer:)

Zapraszam na błyskawiczny post, w którym prezentuję szybkie i banalnie proste dzienne makijaże z wykorzystaniem cieni z nowej palety cieni Inglota, o której pisałam tutaj.
Głównym bohaterem jest koral ze środka paletki, matowy, o numerze 312. Jest to przepiękny kolor, choć konsystencja tego cienia, jak niektóre maty Inglota, jest dość sucha i kredowa, mi to jednak nie przeszkadza. Zawsze nakładam cień na bazę, więc problemu nie ma, natomiast bez bazy zapewne byłoby słabo.

Oto jak wygląda ten kolor, idealny na dzień, ożywiający twarz i pasujący do każdej tęczówki:)





Innego dnia pozwoliłam sobie na jeszcze więcej koloru. Niedawno otrzymałam bardzo ciekawy kosmetyk firmy Karaja (dzięki Basia:)). Jest podwójny - z jednej strony to zielona maskara, z drugiej - turkusowy lajner. Firmę Karaja znam i cenię, nie jest tania, ale oferuje naprawdę fajną jakość. Podobnie jest i w tym przypadku. Wprawdzie nie przepadam za kolorowymi maskarami (ta zieleń nie jest specjalnie widoczna, po prostu rzęsy są mniej wyraziste niż w przypadku klasycznej czerni) za to lajner jest świetny.

Po pierwsze, super kolor. Po drugie - dobra trwałość. Po trzecie - dla mnie chyba najważniejsze - łatwa aplikacja, dzięki fajnej, gęstej konsystencji. Moja opadająca i nie grzesząca gładkością przy linii rzęs  powieka nie lubi płynnych lajnerów w pędzelku. Na czerń nie decyduję się wcale, bo dużo lepszy efekt uzyskuję żelową kredą i w moim konkretnym przypadku to dużo lepsze rozwiązanie. Ale ten turkus jest bardziej wybaczający niż czerń, a do tego jest - nawet przy moich "warunkach" - aplikowalny;P 

Wygląda to tak: 







Do konturowania twarzy użyłam nowości, zakupionej z polecenia Zmalowanej, czyli bronzera z firmy Myio. W pierwszej chwili gdy go zobaczyłam, wydał mi się dość przerażająco pomarańczowy, okazało się, jednak, że w praktyce nie jest tak źle, a może nawet jest całkiem dobrze. Póki co użyłam go dopiero raz, za kilka dni podzielę się wrażeniami czy jestem z niego zadowolona i czy polecam dla jasnej cery:) 







Macie któryś z tych produktów? Jakie są Wasze wrażenia?

ps. zapraszam na szybki konkurs dla mieszkanek Krakowa lub okolic oraz dla osób wybierających się do Krakowa - konkurs znajdziecie tutaj:) 

pozdrawiam!
Marta 


środa, 1 stycznia 2014

Sylwestrowy look i cień który polecam niebieskookim:)

Tym razem moją inspiracją były kwiatowe ozdoby które na co dzień dekorują zasłonkę garderoby w naszym mieszkaniu.  Te dwa biedaki najwyraźniej po wyrwaniu z rzeczywistości, w której tkwiły już ładne kilka lat czuły się na tyle zdezorientowane, że na potęgę gubiły zdobiący je brokat;)

Na szczęście te miedziane, lśniące kwiaty mają fajne klipsy, dzięki którym mogłam umieścić je na głowie i w okolicy paska do spodni:) Taką właśnie miałam wizję od samego początku. Okazało się też, że jestem w posiadaniu pięknego perłowego cienia z Inglota o numerze 605, który jest własnie takim idealnym kolorem rudej miedzi, jak moje "przerośnięte kwiatki". No i to był mój pomysł na sylwestrowy look. Oczywiście, żeby nie przedobrzyć, całą stylizację zrównoważyłam prostotą czerni i nonszalancją zwykłego T-shirtu z długim rękawem oraz rurkami, do tego buty na płaskim obcasie. Zniosę wiele, ale nie pańciowatą vel dziuniowatą kreację i to w Sylwestra:)





Głównym bohaterem makijażu oka był wspomniany wyżej cień z Inglota, piękna rdzawa miedź. Wkomponowałam ją w ciemne, czarne wręcz kocie oko, dość mocno wyciągnięte ukośnie w górę. Taka forma zawsze dobrze się sprawdzi przy mniej lub bardziej opadającej powiece, czyli u większości z nas:) 


Moim niezawodnym kompanem wyrazistych makijażu oka jest szminka Catrice nr 010 - Be Natural. 


Miedziany kolor nałożony na czarna bazę jaką stworzyłam rozcierając na powiece czarny liner z Catrice wyszedł mocno metaliczny i świetnie się utrzymał. 


 I w cieplejszym oświetleniu...



To oczywiście nie są moje naturalne rzęsy:( Dokleiłam piękne, niezbyt teatralne firanki z Eylure, które pokazywałam Wam dwa posty temu:) 



To nie był makijaże brokatowy, ale nieco iskrzenia w wewnętrznym kąciku się znalazło. Z pomocą fiksera do cieni sypkich z Vipery nałożyłam tam cień brokatowy z mojej ukochanej palety Too Faced Natural Eye. 


Na linię wodną nałożyłam kredkę Avon Super Shock, a na dolna powiekę trochę miedzi i trochę czerni, w zewnętrznym kąciku. W całym makijażu w roli czerni wystąpił cień z palety Sleek Vintage Romance, głęboka, smolista czerń z drobinkami srebra.






 I w takim oto wydaniu, w towarzystwie moich dwóch mężczyzn i przyjaciół rozpoczęłam rok 2014.
"Orędzie noworoczne";P już wkrótce;)
ps. Cień z Inglota w numerze 605 polecam wszystkim właścicielkom zielonych oczu, jak moje, ale przede wszystkim - to wymarzony cień dla posiadaczek oczu niebieskich oraz szarych! Przepięknie podkreślą Waszą tęczówkę, koniecznie zwróćcie na niego uwagę, nadaje się też do makijażu dziennego!
ps. 2 - jeśli ktoś chce zobaczyć mój zeszłoroczny sylwestrowy makijaż, to zapraszam tutaj:)


do następnego!
Marta