piątek, 16 listopada 2012

Kobalt i czerwień - czyli cienie Inglota cz. IV

Czas podkręcić trochę kolorystykę no i nieco przyspieszyć prezentację mojej palety. Dziś na tapetę idą dwa piękne maty. Nie są to kolory łatwe - na pewno nie są to "samograje" którymi możemy umalować się w minutę, ale są jak najbardziej noszalne, moim zdaniem - także na co dzień. Cała sztuka polega na tym, by je umiejętnie połączyć z innymi kolorami.
To zaczynamy - kobalt, czyli Inglot 388 Matte:




Kolor jest średnio napigmentowany, co sprawia, że trudno zrobić sobie nim kuku. Jest to bardzo ładny odcień, ten rodzaj niebieskości, który nie niesie obaw o bazarkowość lub elegencję a'la lata 80-te;) Nawet te z Was które nie tolerują błękitu na powiekach w żadnej postaci, powinny spróbować. Pięknie się komponuje z odcieniami pomarańczu, różu, brzoskwini - takie tutoriale możecie zobaczyć na blogu http://www.alinarose.pl/ który zapewne znacie. 

Kolejny bohater dnia - matowy, zdecydowany i rozpalony do czerwoności (to chyba facet...) wygląda tak:






Inglot 366 Matte, bo taki numer z dumą nosi, to chyba najładniejsza czerwień jaką znam. Naprawdę świetny odcień. Aparat nie bardzo chciał go wiarygodnie uchwycić, w rzeczywistości jest to coś pomiędzy zdjęciem pierwszym (gdzie wyszedł za pomarańczowy) a drugim (tu z kolei za chłodny i zbyt jaskrawy). Tą czerwień nazwałabym zdecydowaną (bo to jest czerwień, nie da się ukryć - nie żaden róż ani koral) ale przy tym taką szlachetną, aksamitną, nie krzyczącą. I o dziwo - ja używam jej także w makijażach dziennych, chcecie dowód? Proszę bardzo - tutaj na Rynku Głównym w Krakowie:


Tutaj połączyłam go z jasna perłą, chłodnym, średnim brązem i ciemnym brązem.
Czerwień jak kolor kontrastowy najlepiej ze wszystkich podkreśla zieloną tęczówkę. Tylko, że makijażyści z  góry zakładają, że jej na powiekę nie nałożymy, więc nam, zielonookim nawet jej nie proponują, zastępując ją fioletem. A przecież warto poeksperymentować. Osobiście nie lubię czerwonych ubrań, takowych właściwie nie mam i źle się w nich czuję. Natomiast na oku - czemu nie - jakoś mi się podoba. Należy tylko pamiętać o równowadze: usta najlepiej w odcieniu naturalnym, bez szaleństw z różem i bronzerem. Poza tym  posiadaczki cery naczynkowej, skłonnej do zaczerwienień czy wyprysków oraz cieni pod oczami muszą zadbać o staranny kamuflaż tych niedoskonałości i wyrównanie kolorytu skóry. I będzie OK:)
A Wy nosicie takie zdecydowane kolory? Tylko na imprezy, a może zdarza się, że i na co dzień?
I jeszcze podlinkuję: wigilie dla firm Kraków;)

Do następnego:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz