niedziela, 24 lutego 2013

Cienie neutralne idealne? Recenzja ulubionej palety + zdjęcia

Nawet jeśli ktoś - jak ja - nie obawia się kolorowych makijaży lub makijaży z jakimś ekscentrycznym akcentem kolorystycznym, jasną sprawą jest, ze potrzebujemy cieni neutralnych, by stworzyć look szybki, dzienny, bezpieczny, spokojny, klasyczny, elegancki, biznesowy, lub wieczorowy ale bardziej podkreślający nasza urodę, niż makijażowy kunszt i zadziorny charakter;)  I moim zdaniem to jest podstawowa różnica między makijażem wściekle kolorowym, a neutralnym kolorystycznie (choć niekoniecznie lekkim i delikatnym). 

Nie zawsze chcemy rzucać się w oczy, nie zawsze mamy czas na eksperymenty z kolorami i skrupulatne rozcieranie wyrazistych cieni, dlatego cenimy sobie gotowe kompozycje kolorystyczne, uniwersalne palety odcieni stworzonych do makijaży klasycznych (co nie znaczy - niewidocznych!). Oprócz pojedynczych cieni Inglotowych, jestem w posiadaniu jednej takiej palety, która bardzo lubię i chętnie każdemu polecę. Dziś więcej na jej temat. (Miałam jeszcze Sleek'a au Naturel, niestety paleta wiele przeszła i zostały mi w niej same najnudniejsze i dość powtarzalne kolory, reszta się wykruszyła;)) 

Oto paleta Too Faced Natural Eye, czyli najpopularniejsza z palet tej znanej i cenionej amerykańskiej firmy:


Paletka to niewielkich rozmiarów tekturowe pudełeczko zamykane na klapkę z magnesem. Solidne. 
W środku mamy 9 cieni podzielonych na trzy trójki dedykowane poszczególnych okazjom lub tez trendom: pierwszy rząd od góry nazywa się "day" (cienie matowe), kolejny - "classic" - (cienie perłowe i dorbinkowe), ostatni - "fashion" - brokat, złoto, drobinki. 


Jako plus zaliczam dywersyfikacje rozmiarów cieni. Te ciemniejsze są zdecydowanie mniejsze od jasnych i bardziej neutralnych, co przynajmniej w założeniu powinno sprzyjać równomiernemu zużywaniu całej palety. Jadnak w praktyce i tak wiadomo, że wszystko zależy od indywidualnych preferencji. (Akurat ja staram się w ogóle zużywać moje cieni regularnie i czasem wybieram makijaż myśląc o kolorach, które za bardzo wyglądają na nieruszane;) Ale to już inna historia.) 

W "schowku" na klapce opakowania znajdują się szablony podpowiadające jako komponować cienie na powiece. Moim zdaniem rzecz zupełnie zbędna - szkoda, że zamiast tego nie ma lusterka. 




No i teraz poszczególne kolory. Mają swoje nazwy, co mi się podoba:) Ten pierwszy, najbardziej neutralny i chyba najmniej udany, nazywa się Heaven. W założeniu to neutralny "rozcierak", rozświetlacz lub baza na cała powiekę. Niestety, średnio się sprawdza w tej roli z powodu słabej pigmentacji. Rozświetlenia moim zdaniem nie daje i jest dość transparentny. Używam go, ale wolę zdecydowanie najlepszy neutral wszech czasów, mianowicie Inglot (zobacz na ostatnim zdjęciu w słoiczku z nakrętką albo tutaj). Inglot wygrywa nie tylko konsystencją i pigmentem, ale także bardzo subtelnym - ale jednak - drobinkowym rozświetleniem.



Kolejny cień to z kolei rewelacja tej palety. Silk Teddy to najwspanialszy rozświetlający cień jaki miałam. Jeśli chodzi o zastępnik z Inglota, to mogę wskazać mocno perłowy 395, ale to jednak nie do końca to samo. Ten cień to nie płaska perła, on ma w sobie jakąś ciekawą odbijająca światło strukturę (nie brokat!) która sprawia, że jest bardziej trójwymiarowy. Świeci mocno, ale mnie się ten błysk niezmiernie podoba. Ładuję go do prawie każdego makijażu w wewnętrzny kącik oka i szczerze się tym raduję:) Na zdjęciu i w pudełku wygląda dosyć różowo, ale taki nie jest. No cień - bajka. 


Przydatny cień, ale bez szału. Może dlatego, że mam dwa podobne. Po pierwsze - leciutko chłodniejszy i mocniej napigmentowany ukochany błociak z Inglota (zobacz na ostatnim zdjęciu - dolne kółko, lub tutaj). Poza tym prawie identyczny cień jest w palecie Sleek au Naturel. Natomiast obiektywnie trzeba przyznać, że cień rzeczywiście przydatny. To jest typowy, matowy neutral do bardzo subtelnego podkreślania głębi oka w załamaniu powieki. Coś takiego też jest niezbędne, cień idealny do klasycznego makijażu z jasnym środkiem powieki i rozświetleniem w kącku, kreską i czerwonymi ustami. 


Bardzo udany kolor. Na zdjęciu nie do końca wyszła jego złożoność (na tym zdjęciu na oku - wcale:((). To jest mocno perłowy brąz z nuta złota i różu. Fajnie się komponuje z Silk Teddy (ale ładnemu ze wszystkim ładnie swoją drogą - Silk Teddy z każdym chyba cieniem wygląda super...) tworząc elegancką i błyskawiczną w wykonaniu wersję dzienną. Taki efekt można zobaczyć tutaj


Nude beach. Cień kontrowersyjny. Moim zdaniem jest to przepięknie lśniący brokatowy beż. Ma jednak jedną istotną wadę - niesamowicie się osypuje. Oczywiście należy aplikować go na bazę ale i tak musimy liczyć się z tym, że po chwili miliard drobinek będzie na naszych policzkach, wrrr. Jest to tym bardziej irytujące, że te drobiny są złośliwe - niezwykle trudno je usunąć z niepożądanych miejsc. Moim zdaniem jednak efekt jest na tyle ciekawy, że warto się pomęczyć i zastosować choćby znaną metodę oczyszczania "na taśmę klejącą";) No i naturalnie nie ma mowy o malowaniu twarzy przed makijażem oczu (ale ja zazwyczaj zaczynam od oczu, wiec to nie problem w moim przypadku). Cień w akcji możecie zobaczyć tutaj


Złoto. Mocne, błyszczące, dość ciemne (choć na zdjęciu "naocznym" wygląda jasno, ale uwierzcie mi na słowo). Dla lubiących złoto - porządna, złota tafla. Nie mam zarzutów. 


Tutaj za to mamy prawdziwą, gorzką czekoladę. Bez fajerwerków, ale również cień potrzebny w każdej kosmetyczce. Zgodnie z sugestią na jednym z szablonów pokazałam go wam poniżej w roli lajnera, w której to roli sprawdza się bardzo dobrze, podobnie jak do mocniejszego konturowania oka. 


Erotica - bardzo oryginalny cień. Brązowa, satynowa baza z mnóstwem chłodnych, zielonkawych drobinek, co daje tez nutkę fioletu i szarości. Pięknie wygląda oczywiście z... Silk Teddy'm;) Świetny cień, oryginalny, niebanalny, ale noszalny:) 


Ciepły, mocny brąz z drobinkami (w rzeczywistości ciemniejszy niż na zdjęciu). Przez długi czas wydawał mi się nudny i oczywisty, do momentu, kiedy któregoś dnia użyłam do na cała powiekę do mocnego smokey eyes. Jest rewelacyjny do tego celu. Naprawdę mocno kakaowy - jak sama nazwa wskazuje, tworzy piękną plamę koloru (w dobrym tego słowa znaczeniu;)). Obowiązkowo Silk Teddy w kąciku i szafa gra:) 
Jakąś forma zastępnika jest Inglot w numerze 53 AMC (na ostatnim zdjęciu kółko z lewej). 


A teraz nieco przekłamana;)) prezentacja naoczna. Najwierniej kolory oddane sa na czwartym zdjęciu od samej góry (otwarta paletka). UWAGA: oczka poniżej to nie są makijaże tylko tzw. słocze, czyli próbki kolorystyczne, w świetle sztucznym. Nie mam nawet pomalowanych rzęs, nie wspominając o rozcieraniu granic kolorów;) 

Oko saute:)


Heaven (sztuczne światło, stąd nieco za żółto to wygląda) 


Silk Teddy :))) (w realu mocniej błyszczy) 


Silk Teddy 


Nude beach (aparat nie uchwycił brokatu)


tutaj lepiej widać błysk, choć znowu kolor wyszedł za bardzo złoty,bo to nie jest złoty cień w żadnym razie...


Push up - tu wygląda na banalny brązik, w rzeczywistości jest bardziej złożony. 


Honey pot - jest ciemniejszy na żywo:) 


Sexpresso


Sexpresso II 


Silk Teddy + Erotica 


Silk Teddy + Erotica II 


Cocoa puff 


Zastepniki. Kwadrat Inglota to cień podobny do Push up - Inglot nr 154 (jest trochę jaśniejszy i bardziej bezowy, ale jednak podobny). 


Paletę kupiłam w Szkocji za dwadzieścia kilka funtów. Pamiętam, że na blogu Brunettes Heart jest także jej pochlebna recenzja. Moim zdaniem jest naprawdę bardzo fajna i przydatna, plus także za brak czarnego cienia, bo takowy większość z nas posiada a nawet jeśli nie - to czarna kredka też zazwyczaj wystarcza. Poza jednym niewypałem cienie są naprawdę dobrej jakości. A Wam się podoba? 

pozdrawiam 
Marta 


3 komentarze: