piątek, 15 lutego 2013

(Post)walentynkowy post:)

Wczorajsze "święto" spędziłam z moim Mężczyzną w arcyromantycznym sklepie IKEA:) Chodziło m. innymi o zrealizowanie mojego marzenia, czyli o zakup półeczki nad biurko. Kiedy w końcu znaleźliśmy odpowiedni model, okazało się, że nie ma właściwego koloru... Ale od czego kreatywność - odrysowaliśmy kształt póki która nam się podoba, kupiliśmy inną - w odpowiednim kolorze - i na poniedziałek półeczka będzie przycięta;)) Potem odebraliśmy z przedszkola drugiego Mężczyznę i udaliśmy się wspólnie do muzeum. Kulturka;)



Chciałam Wam pokazać mój wczorajszy make-up, który dziś, korzystając z większej ilości czasu, odtworzyłam specjalnie by sfotografować. To makijaż bardzo prosty, minimalistyczny, uniwersalny i moim zdaniem - elegancki w swojej prostocie. Ja lubię mocne makijaże, ale w tym przypadku maiłam mało czasu a poza tym - wielką ochotę na użycie jakichś dawno nieużywanych kosmetyków.







Sięgnęłam po cień z Miyo w odcieniu 09 Champagne. jest to bardzo piękny kolor, różowo- beżowy, błyszczący, rozświetlający. Jego jedyna wadą jest osypywanie się lśniących drobin pod oko. Na pewno lepiej daje radę nakładany na morko (efekt jest tez bardziej metaliczny i intensywny) natomiast ja wczoraj po prostu wklepałam go szybko w bazę Artdeco (na sucho) i chyba było nieźle, w każdym razie na wszelki wypadek zbytnio się nie przyglądałam;)








W zewnętrznej części okaz użyłam pięknego wypiekanego cienia z limitowanej edycji Essensce Marble Mania. Mój cień jest w wariancie 02 Let's get twisted. Cień jest błyszczącą mieszanką srebra (jego jest najwięcej) i czekoladowego brązu z żyłkami jasnego złota. Kolory te, zmieszane, dają wspaniały efekt nieokreślonego, mieniącego się, a jednocześnie delikatnego i nienachalnego koloru. Każdemu polecam, idealny także do szybkiego, dziennego makijażu. Niestety była to tylko edycja limitowane, więc raczej trudno będzie go dostać, natomiast jeśli ktoś z Was będzie miał okazję, to serdecznie polecam. Cudeńko za niewielkie pieniądze (koszt pewnie koło 11 zł).

Do roztarcia granic użyłam najlepszego do tego celu cienia ever, czyli Inglota w numerze 466 (chyba, bo numerek dawno starł mi się z opakowania). Fantastyczny cień, idealny do subtelnego rozświetlania i rozcierania granic, niezastąpiony pod łuk brwiowy. Zaletą tego cienia jest przede wszystkim wprost idealny kolor chłodnego ecru a do tego bardzo delikatne połyskujące drobinki również w chłodnej tonacji, co daje efekt rozświetlenia, jednak bez tandetnego brokatu. Kolejna cecha czyniąca z tego kosmetyku mój KWC jest pigmentacja. Bardzo dobra pigmentacja, lepsza niż w przypadku mojego cielistego cienia z palety Too Faced...

Do twarzy użyłam próbki sypkiego podkładu mineralnego z firmy Lucy Minerals w odcieniu light, którego próbkę dostałam od koleżanki (dzięki Magda:)). Na zdjęciu porównanie z moim Lili Lolo porcelain. Jak widać podkład jest dużo bardziej żółty, co teoretycznie nie powinno wróżyć mi nic dobrego, jednak okazuje się, że całkiem dobrze stapia się ze skórą i lekko ociepla karnację. Jest bardziej kryjący niż Lili Lolo.





Na ustach błyszczyk L'Oreal pure chrome - biało-przezroczysto-drobinkowy, bardzo go lubię. 


pozdrawiam, do następnego:)

Marta 





1 komentarz:

  1. oczka i usteczka piękne ;) ja to tak dawno nie byłam w Ikea że aż szkoda gadać :D



    Zapraszam do mnie ;*


    OdpowiedzUsuń