poniedziałek, 27 maja 2013

Znowu kolorowy make up:)

Tak, to już było, ale w wersji z wściekle niebieską kreską na dole. Tym razem wersja nieco bardziej stonowana (o ile można mówić o stonowaniu w przypadku takich kolorów...), tzn. na górze szaleństwo żółcieni i pomarańczu (+ roztarcie granic moim ulubionym wielbłądzim matem) a na dole delikatny cień w kolorze ciemnej, butelkowej zieleni. W rolach głównych: Inglot. Jednak jakość tych cieni nie zawodzi - można poszaleć, pod warunkiem, że mamy dobrą bazę, tak jak ja.

Cień pomarańczowy i żółty mają delikatne, lśniące drobinki bardzo niewielkie i subtelne, na jednym ze zdjęć nawet widoczne:)












A dzień kolorowego makijażu był pełen wrażeń, dość powiedzieć, że wieczór spędziliśmy rodzinnie na degustacji dań wyśmienitej restauracji na krakowskim Kazimierzu, przy dźwiękach muzyki klezmerskiej, w której nasz synek wyraźnie gustuje. 





Jak Wam się podoba? Czy tak jak ja uważacie że warto eksperymentować z kolorami, nie szukając wymówek w postaci "nietakiego" kształtu oka czy też "sędziwego" wieku?;) 

pozdrawiam
Marta 


3 komentarze:

  1. Jakiej bazy używasz jesli mozna spytać ??

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No jasne że można;) Cashmere z Dax Cosmetics, już dodałam w tekście link do posta o niej:)

      Usuń
  2. Jednak pigmentacja Inglota cieni jest nieziemska.
    Zapraszam do mnie

    OdpowiedzUsuń