Tym razem trafiła mi się okazja by przetestować nabytek mojej Mamy, nowy tusz z gamy Maybelline - The Rocket Volume' Express. Miałam już kiedyś jeden tusz z tej firmy - One by One, uwielbiany w blogosferze, jak dla mnie był taki sobie. Jakoś nie pałam miłością do maskar Maybelline, ale skoro jest okazja - przetestowałam. Pierwsze wrażenia:
- niemiłosiernie skleja rzęsy
- odbija się pod okiem
- ładnie i efektownie dodaje objętości, ale nie czyni cudów, dla których warto by było...
-... przeżywać MĘKI z jej zmywaniem;) (a niestety takowe przeżyć trzeba, żeby skutecznie pozbyć się tego czernidła z rzęs)
Co do efektu, to podobny poziom objętości osiągam (a przynajmniej tak mi się wydaje) za pomocą maskary Avon Super Shock, która po pierwsze lepiej rzęsy rozczesuje, po drugie - łatwiej się zmywa. Zresztą w ostatnich makijażach miałam na sobie właśnie Super Shock, a tutaj, na zdjęciach poniżej, makijaż z użyciem Rocket Volume. Możecie porównać efekt. Zaznaczam jedynie, że nie wiem, jak zachowuje się tusz Maybelline po jakims czasie od otwarcia, często tusze znacznie zyskują po jakichś dwóch tygodniach stosowania, dlatego tez nie jest to bynajmniej recenzja, a pierwsze wrażenia.
Opakowanie fajne, choć ja wolę te czarne, z ambicjami na "eleganckie";) To jednak jest nieco infantylne chyba...
Szczota kusząca i obiecująca;)
A jakie są Wasze doświadczenia z tą maskarą?
pozdrawiam,
Marta
Silikonowa szczota to jest to ! Tuszu nie miałam ale efekt bardzo mi się podoba. :))
OdpowiedzUsuń