To była naprawdę niezwykła wizyta w tym miejscu - przed nami nie było ani jednej, jedniusieńkiej osoby! Jako, że sprawy udało się załatwić szybko i skutecznie, postanowiliśmy jeszcze jakoś wykorzystać wolny czas i wybrać się do Muzeum Sztuki Współczesnej (krakowski MOCAK).
Własnie gdy odpalałam silnik auta zadzwonił telefon. Z przedszkola - synek źle się czuję. Mój mąż hmm - być może nawet odetchnął z ulga, bo na myśl o sztuce współczesnej chyba dostaje gęsiej skórki.... A ja ostatnio ma w sobie coraz więcej luzu wobec zmieniającej się jak w kalejdoskopie rzeczywistości, więc nawet się nie zdenerwowałam całą sytuacja, zwłaszcza, że i tak Kubuś stosunkowo rzadko choruje.
Siedzieliśmy więc całe popołudnie w trójkę w domu, przy sałatce greckiej z tostami:)
A gdy płeć brzydka już zasnęła, udałam się na Walentynki z Mamą do Galerii Krakowskiej;)
A, właśnie - byłabym zapomniała - przecież zrobiłam sobie na Walentynki całkiem specjalny make-up. Wprawdzie dopiero późnym popołudniem;) No i pstryknęłam mu kilka fotek:D
Najpierw wyglądało to jakby narobił mi na oko ptak... a to tylko punktowo nałożona baza z białej kredki:)
Moje oko bez makijażu jest smutne i oklapnięte oraz mało wyraziste, mimo dość ciemnej oprawy. Tak ma fason, no. A z tą bielą to już w ogóle kosmos o_0 ;)
O, zaraz zaraz, jakby coś się zaczyna dziać! Inglot 117.
I kontur z czerni - cukierkowe kolory lubię łamać czymś ciemnym.
Rozcieram granice między opalizującym Inglotem a smolistym Sleekiem...
Czarnym cieniem rysuje całkiem brawurową kreskę dostosowaną jednak do mojego kształtu oka. Kreska łączy też górną i dolna powiekę.
Na dolnej kresce przenika się mocniejsze złoto, turkus oraz czerń w zewnętrznym kąciku. Dolna granica tej kreski tez obwiedziona jest cieniuteńką czarną linią. A wywinięcie kreski, zwane popularnie jaskółką zaakcentowałam wspaniała kredką w kolorze neonowego, ciepłego błękitu. A na środek górnej powieki mgiełka złotego pyłku...
No, poszalałam - zaraz wychodzę w miasto:D
Usta nudziakowe. Catrice 010 - klasyk. (brodę musiałam uciąć bo wyszła pierońsko długaśna;))
I jeszcze kilka ujęć:) Ta kolorystyka jest zupełnie niewalentynkowa, prawda?
Tak, ta historia skończyła się happy endem:) Kwiatki są. Co ciekawe, tego dnia dostałam też jeszcze jedną walentynkę - cynamon:)))
Jak Wam się podoba?
pozdrawiam
Marta
Wow, połączenie kolorystyczne jest bardzo fajne :))))
OdpowiedzUsuńPrzecudownie ci to wyszło.
OdpowiedzUsuńPiękne oczko!
OdpowiedzUsuńśliczne kolorki! :)
OdpowiedzUsuńSuper makijaż.
OdpowiedzUsuńPiękne!!!
OdpowiedzUsuń