sobota, 23 listopada 2013

Wracam:) - śliwkowe przydymione oko

Jakiś czas temu sama jeszcze nie byłam pewna, czy wrócę do kosmetycznego blogowania. W sezonie letnim mocno pochłonęły mnie sprawy zawodowe. Potem - wrzesień i październik- jeszcze bardziej;) A potem kilkukrotnie stałe czytelniczki:) zapytywały kiedy pojawi się nowy post. Powiem szczerze, że trudno mi było przełamać jakiś opór. Czyżbym nieco blogowo zdziczała?;) Ale w końcu mi się udało, jestem.

Mam tez do pokazania kilka kosmetycznych nowości, zacznę od osławionej już jesiennej palety Sleek'a Vintage Romance, która bardzo przypadła mi do gustu. W ostatnich dwóch miesiącach malowałam się prawie tylko z jej użyciem. Dlatego też nietrudno mi powrócić do Was własnie z makijażem. Do jego wykonania użyłam przede wszystkim ciemnej śliwki z paletki z mnóstwem srebrnych drobinek (dolny rząd, drugi cień od prawej. W realu też wygląda na brąz, ale to jest śliwka:)) oraz - do roztarcia górnej granicy - jedynego matowego cienia w zestawie - brązu z domieszką czerwieni. W wewnętrznych kącikach pojawiła się odrobinka srebrzystej bieli. Całość została okraszona srebrno-złotym linerem z Inglota, który serdecznie polecam (nr 41).



Przy okazji podzielę się z Wami pewnym spostrzeżeniem. Na co dzień używam cieni Inglot i bardzo je lobię, natomiast jeśli chodzi o "drobinkowce", to Sleek, przynajmniej w wydaniu Vintage Romance, bije je na głowę. Inglotowe cienie z dorbinkami na powiece często wydają się prawie matowe, trzeba dobrze się przyjrzeć, by zobaczyć iskrzącą poświatę, lub nakierować je pod mocne źródło światła. Ze Sleekiem jest inaczej, przynajmniej ta piękna śliwka na oku zachowuje pełen blask drobinek, które pozostają o wiele lepiej dostrzegalne niż w przypadku Inglota. 

A tak prezentuje się make up:








Skusiłyście się na Vintage Romance? To chyba jedna z bardziej udanych kompozycji kolorystycznych Sleek'a, nieprawdaż?;)

Do następnego!
Marta



3 komentarze: